2.
Pierwsza nigdy nie wyszła za mąż. Druga do dziś nie może się rozwieść. Obie za utrudnianie kontaktów z dzieckiem regularnie płacą wysokie kary, które trafiają do kieszeni ich byłych partnerów. Zdaniem autorów senackiego projektu zmian w kodeksie rodzinnym i opiekuńczym (druk 776) to za mało. Za "alienację rodzicielską" powinna grozić kara ograniczenia wolności.
3.
Julia, alienatorka nr 1, pamięta jak 20 lat temu pierwszy raz obejrzała film „Tato”. Siedziała na kanapie i płakała jak bóbr. Nigdy nie myślała, że w przyszłości to ona będzie Michałem Suleckim.
4.
„Kwadrans sławy” jej córki trwa od urodzenia. Nieprzerwanie dziesięć lat. Była już na słupach ogłoszeniowych, wiatach przystankowych, szybie granatowego opla, a nawet białym T-shircie. – Co mogłyśmy zrobić? Szłyśmy ulicami miasta w deszczu i zrywałyśmy plakaty z napisem: "Ty psycholko oddaj dziecku ojca". – Maja zadała mi jedno pytanie: Mamo, dlaczego? – opowiada Julia.
5.
Największym fanem 10-letniej dziewczynki jest jej tata Jacek, który kręci afery na całą Polskę. Protestuje, pikietuje, głoduje i organizuje manifestacje z biurem poselskim „jedynego posła, który o tym mówi” – Pawła Skuteckiego (Kukiz’15). Trzy lata temu wziął udział w uroczystym ogłoszeniu projektu nowelizacji Kodeksu Rodzinnego i Opiekuńczego. W Sali Kolumnowej wygłosił prelekcję na temat znany mu od podszewki: „Nieskuteczność egzekucji kontaktów”. Podobnie jak hip-hopowiec Sebastian Biały (Białek), o prawa ojca walczy do końca.
6.
Jacek żyje z zasiłku dla osób bezrobotnych, razem z narzeczoną mieszka w mieszkaniu należącym do jego matki. Oboje korzystają z pomocy rodziców. Na pierwszy rzut oka ledwo wiąże koniec z końcem, na drugi całkiem nieźle sobie radzi. – Mój były partner żyje ze spraw sądowych. Składa skargi na przewlekłość postępowania, a Skarb Państwa wypłaca mu od dwóch do czterech tysięcy. Ostatnio wygrał w Strasburgu 15 tysięcy za naruszenia art. 8 Konwencji w związku z przewlekłością postępowań, odnoszących się do wykonywania kontaktów z dzieckiem.
7.
W czasie, w którym nie pracuje, czyli na co dzień, pozywa wszystkich o wszystko. – Byłych pracodawców, producentów sprzętu AGD, jedną z byłych partnerek pozwał o opiekę naprzemienną dla psa, a potem o alimenty dla czworonoga. Dyrektorce podstawówki założył sprawę o to, że odmówiła przekazania dziecku mikołajkowego prezentu. Ostatnio w imieniu dziesięcioletniej Mai wniósł pozew przeciwko Skarbowi Państwa, w którym domaga się zadośćuczynienia za zerwanie więzi emocjonalnej między ojcem a córką.
8.
Do czasu, kiedy sąd wyłączył jawność procesu, ich rozprawy przypominały szopkę. Przed gmachem Temidy przy ulicy Grudziądzkiej pojawiało się obozowisko: "Gazeta Bydgoska", radio RMF, ESKA i tłumy dzielnych ojców.
– Ojciec Mai ma wsparcie w Sejmie, w Fabisiaku, w mediach. Jest osobą, która może wszystko. Oczernia i wyłącza sędziów, którzy mu się nie podobają. Mnie oskarża o alienację rodzicielską, a na sali sądowej nazywa pseudomatką, manipulantką, złodziejką.
>>> cały wywiad w Onet.pl - tekst Zuzanna Opolska<<<
19.
Anka, alienatorka nr 2, wyroki szanuje, ale się z nimi nie zgadza. – Solidarność jajników to mit z filmu „Tato”. W czasach poprawności opanowane przez kobiety sądy rodzinne dyskryminują kobiety – zaczyna. Na jej korzyść przemawiają fakty i akta: 300 stron dokumentacji medycznej syna, jego obdukcja, jej obdukcja wykonana po tym, jak mąż zamknął na niej drzwi od samochodu, zawiadomienie na policję, zawiadomienie na prokuraturę i ponad 100 sms-ów, w których nazywana jest pseudomatką. Dla sądu to nie ma najmniejszego znaczenia. Kontakt się należy.
20.
Z mężem rozwodzi się już trzy lata. Janusz to dwa w jednym, czyli i boss, i żyła. On zarządzał domowym budżetem, planował wydatki, analizował przychody. Nawet własną pensję przelewała na jego rachunek. – Becikowe, pępkowe, urodzinowe, imieninowe – wszystkie pieniądze Franka odkładaliśmy na konto. Łącznie około 10 tysięcy. Jak się rozstaliśmy, to całą kasę zawinął. Do dziś sądownie udało mi się odzyskać ponad osiem.
21.
Do drewnianych godów nie dotrwali – w ich małżeństwie już po pierwszym roku zaczęło zgrzytać. Kiedy w domu pojawiło się dziecko, on znalazł pasję poza domem: motocykle.
– Janusz włączał mnie do swojego życia na tyle, na ile chciał. Zawsze miał przyjaciela: od siłowni, od motocykli, od wspólnych interesów. Raz zadzwoniła do mnie przyjaciółka: – wiesz Ania, w firmie wszyscy żartują, że Twój mąż jest „lunch managerem”. Codziennie przynosi lunchboxy dla koleżanki.
– Powiedziałam mu: to mi i dziecku herbaty nie zaparzysz, a przed obcą babą udajesz Magdę Gessler? – To oszczędność – rzucił. – Gotujemy na przemian.
22.
– W pewnym momencie dotarło do mnie, na co patrzy nasz 3,5-letni syn. Ojciec wraca z pracy i bierze telefon do łapy. Coś mu powiem, to drze ryja. Coś mu nie pasuje, to mnie pyrgnie, albo rzuci dzieciakiem o łóżko. Jak z takimi wspomnieniami Franek zbuduje normalną rodzinę?
23.
Powiedziała dość i poprosiła, żeby się wyprowadził. Myślała: przemyśli wszystko, wróci, dojdą do porozumienia. Lekko się przeliczyła. Janusz, który nie był w stanie zwlec się z łóżka o siódmej, zrywał się o piątej i biegał z koleżankami po Polu Mokotowskim.
– Wynajęłam adwokata, a piekło rozpętało magiczne słowo: alimenty. Zadzwonił i powiedział, że mam się bać o swoje życie. Później okradł nasze wspólne mieszkanie. Wyniósł mojego laptopa, pamiątki rodzinne, kask, kurtkę i rękawiczki na motocykl, które sam mi kupił. Byłam naiwna, myśląc, że jak pójdę na policję to dostanę realną pomoc. Na komisariacie usłyszałam: mężowi wolno.
24.
Na pierwszej rozprawie sąd próbował ich zmusić do mediacji. Anka nie chciała mediować ze złodziejem, który groził jej śmiercią. – Do momentu rozprawy rozwodowej widywał się z synem trzy razy w miesiącu. Miał być o 10, po czterech godzinach pisał, że się spóźni, przyjeżdżał o 19 na 30 minut. W życiu nie spędził z dzieckiem dnia sam na sam, a zażądał kontaktów dwa razy w tygodniu po dwie godziny i co drugi weekend wraz z noclegiem. Byłam święcie przekonana, że sąd mu wniosku nie klepnie. Klepnął.
25.
Z pierwszych kontaktów Franek wracał przerażony. Ze stresu miał powygryzane paznokcie do mięsa. – Nie wiedziałam, co mam z tym zrobić. Włożyłam dzieciakowi dyktafon do zabawki i działy się różne rzeczy… Od ojca słyszał, że jest za gruby na naleśnika. Od babci, że jest ciemny, jak tabaka w rowie. Pani przedszkolanka powiedziała, że ma małą wiarę w siebie i wybucha płaczem, jeśli coś mu się nie udaje. Z tym walczę do dzisiaj – Franek ma zaszyte w głowie, że musi być pierwszy. Ma tylko sześć lat.
26.
Wnioski opinii OZSS dla obojga były krytyczne. On ma tendencję do mówienia negatywnie o matce dziecka i powinien popracować nad coachingiem rodzicielskim. Ona reaguje emocjonalnie nie w tych momentach, w których powinna.
– Opinia kipiała od absurdów. O ojcu napisali, że jest ważną postacią w życiu dziecka, a dla mnie postać to jest Myszka Miki. Przed pierwszą rozprawą sądową poszłam na coaching rodzicielski, a Franka zapisałam do psychologa. Na pytanie Wysokiego Sądu, co mąż zrobił w tym temacie, odpowiedział, że był u psychologa przed badaniem w OZSS w jednym celu: chciał poznać „know how” taty na medal. Opadła mi szczęka. Myślałam, że sam się pogrążył, ale sędzia szybko zadał mu inne pytanie.
27.
Z czasem siniaki na udach chłopca zaczęły Ankę coraz bardziej niepokoić. Kiedy usłyszała od syna, że jak kąpie się z tatą, to mu przeszkadza jego siusiak, złożyła pisemne zawiadomienie na prokuraturze.
Prokurator zarządził kuratora dla dziecka i zmienił kwalifikację prawną czynu ze znęcenia (207 k.k.), na obcowanie płciowe z osobą małoletnią (200 k.k.). Franek był przesłuchiwany w „Niebieskim Pokoju”. Zeznał, że jest bity, kiedy jest niegrzeczny, pytania o zły dotyk przemilczał. – Sprawa została umorzona. Nie wiem, może prokurator uważa, że bicie to metoda wychowawcza. Chciałam się odwołać, ale osobą uprawnioną był kurator. Zadzwoniłam do niej i spytałam, czy wniosła odwołanie. – A chciała pani wnosić? – wykrztusiła.
28.
Po jednym z weekendów Franek wrócił milczący jak grób. Anka w łazience na plecach dziecka zauważyła piętnaście różowych pręg. – Usiadłam na podłodze i spytałam syna, jak to się stało? – To tata – odpowiedział. Nawet w trakcie obdukcji nie chciał powiedzieć, czym oberwał. Może paskiem, może linijką. Złożyłam w sądzie wniosek o zakaz kontaktów do czasu rozpatrzenia sprawy w prokuraturze.
29.
Miesiąc później odbyła się rozprawa o zabezpieczenie wakacji dla ojca. Ance nie mieściło się w głowie, że po zapoznaniu się z opisem obrażeń sąd może wyrazić zgodę na wspólny wyjazd.
– Pani do mnie przychodzi z byle zadrapaniem? – usłyszała.
– A doczytał się Wysoki Sąd o pręgach na plecach?
– Proszę opuścić salę.
– Sędzia powiedziała, że jak nie puszczę syna na wakacje, to mi odbierze prawa rodzicielskie. Na szczęście zadziała somatyka i Franek totalnie się rozłożył.