Jestem bezradna wobec instytucji, które zamiast mnie bronić, na każdym kroku gnębią mnie, krzywdzą i w sposób absurdalny uzasadniają swoje decyzje.
Jestem mamą 4 letniego chłopczyka. Złożyłam pozew o rozwód z moim mężem, z nadzieją, że rozstaniemy się szybko, bez konfliktów, aby Synek ucierpiał na tym jak najmniej.
Powód mojej decyzji był prosty. Męża praktycznie nigdy nie było w domu. Zawsze była praca, koleżanki z pracy, koledzy z pracy, jego pasje i hobby. Po urodzeniu Synka, nic się nie zmieniło. Mąż uciekał przed nami, przed domem... Ciągle jakieś piwa firmowe, wracanie o 5 rano, kac cały następny dzień.. nie potrafię zliczyć ile razy musiałam przekładać lekarza na inny termin, bo mąż nie był w stanie wsiąść za kierownicę, a mi nie pozwalał prowadzić naszego wspólnego auta. Stawał sie coraz bardziej obcy i agresywny. Podejrzewał mnie o zdradę, robił bezpodstawne awantury, wyzywał od szmat i kłamczuch. Potem przychodził i przepraszał, bo się pomylił, albo i nie przepraszał. Do awantur doszło używanie przemocy fizycznej. Zaczął mnie odpychać, popychać. Pomału zaczęło się to przenosić na Dziecko. Krzyczał, rzucał go na łóżko, na siłę sadzał po turecku. Nie potrafił cierpliwie czegokolwiek wytłumaczyć. Po dwóch ciężkich latach życia w stresie, doszłam do wniosku, że nie wytrzymam tego dłużej. Poprosiłam, aby się wyprowadził, co mąż zrobił.
Próbowaliśmy terapii, ale nie miała ona sensu, bo mąż kłamał przy mnie terapeucie, a poza tym jego celem było to, aby psycholog przytaknął, że on ma swoje życie i że ja też mam sobie znaleźć hobby. Co ważne podczas takich spotkań, pani psycholog zwróciła uwagę w jaki sposób wypowiadamy się o sobie, o naszej rodzinie. Z moich ust padało "my", z męża "ja".
Gdy mąż napisał, że składa pozew o rozwód, umarłam wewnętrznie, bo liczyłam na to, że życie bez nas okaże się dla niego beznadziejne i jakoś to wszystko ułożymy.
Pozwu nie złożył... sytuacja się nie zmieniała.
Pozew złożyłam ja. Agresja męża nasiliła się. Odbierałam moje Dziecko z policją od niego z domu, bo nie odwiózł Dziecka o umówionej godzinie do domu. Kilka dni później pod naszą nieobecność wyłamał zamek w naszym mieszkaniu i wyniósł z niego nasze wspólne i moje prywatne rzeczy (w tym pamiątki rodzinne), wyczyścił z konta wszystkie odkładane dla Syna pieniądze (środki pochodziły ode mnie, mojej rodziny, jego i jego rodziny). Na moją prośbę o zwrot napisał mi, że sprzedał te rzeczy albo wyrzucił, a konto zlikwidował i środki są jego.
Po tym jak nie zgodziłam się podczas próby ugody naszych adwokatów na jego chore widzenia z Dzieckiem i zabieranie go na noce, zadzwonił do mnie i powiedział, że mam bać się o własne życie.
Oprócz pozwu o rozwód, złożyłam zawiadomienie o nękanie, kradzież, groźby karalne.. Opieszałość policji i uzasadnienie umorzenia postępowania były kolejnym ciosem. Nie dość, że umorzenie rozpoznanie sprawy i decyzja zapadła dużo później, wszystko ciągnęło się prawie pół roku, to jeszcze przeczytałam, że może działo się to za moją zgodą.
Na pierwszej rozprawie rozwodowej, nie zgodziłam się na mediacje (z powodu gróźb karalnych), czym zepsułam plany wysokiego sądu na zamknięcie sprawy i włożenia jej do archiwum. Mąż pomimo tego, że miał bardzo rzadki kontakt z dzieckiem, dostał bardzo szerokie widzenia wraz z nocowaniem Syna u niego. Dziecko wraca przestraszone, mówi, że tata na niego krzyczał i że się "poryczał". Często nie chce iść na spotkania, płacze…
Piszę pisma, wraz z nagraniami, że dziecku dzieje się krzywda i jest cisza... biegły psychiatra wyznaczony został w odległej przyszłości....a moje prośby o przyspieszenie są ignorowane.
W dniu wczorajszym miałam odczyt kolejnego wyroku, za zaległe alimenty, bo mąż do czasu zabezpieczenia alimentów nie łożył na utrzymanie dziecka. Sprawa została oddalona, ponieważ zeznałam, że zapewniłam Dziecku wszystko i niczego mu nie zabrakło (mówiłam, że wspierała mnie rodzina, u której pożyczałam pieniądze), a ojciec Dziecka twierdzi, że przekazywał środki w gotówce (co nie jest prawdą), ale sąd w to uwierzył - nie ma na to potwierdzeń!. Ja za to usłyszałam, że nie udokumentowałam tego, że ktoś mi pomagał.
Czuję się bezradna, zgnębiona i zgnieciona. Ja ofiara muszę się bronić, bo nikt nie respektuje moich praw, nikt mnie nie słucha i nikt mi nie pomaga... Nie wiem jak mam bronić siebie i Dziecko skoro sąd wydaje się głuchy na moje każdorazowe wołanie o pomoc, o to, żeby nie niszczyć mojego dziecka i mnie...