Dzień dobry,
piszę do Państwa jako zapewne jedna z wielu, a moja historia przypuszczalnie Państwa nie zadziwi. Muszę jednak szukać pomocy i porady wszędzie, gdzie się da, ponieważ dotychczasowe działania zawodzą.
Jestem matką dwóch chłopców. Obu wychowuję z moim partnerem. Starszy z nich - prawie jedenastoletni jest synem z mojego byłego małżeństwa rozwiązanego w 2016 roku. Rozwiodłam się, ponieważ nieświadomie wyszłam za socjopatę. Człowieka bez rodziny, przyjaciół, skłóconego ze wszystkimi (najczęściej o pieniądze), pasożyta, który najpierw wyciągnął od moich rodziców setki tysięcy złotych, a następnie odciął mnie od wszystkich, którzy stanowili w jego mniemaniu zagrożenie. W efekcie na kilka lat straciłam kontakt z najbliższą rodziną, w tym z rodzicami, którzy są bardzo dobrymi ludźmi i skoczyliby za mną w ogień. Przez kilka lat żyłam z nim, kłócąc się i sądząc z kolejnymi ludźmi, popadając jednocześnie w kolejne długi. Byłam okłamywana, oszukiwana, manipulowana.
Uwolniła mnie terapia. Długa, ale skuteczna. Otrzeźwiałam, wzięłam życie w swoje ręce, złożyłam pozew o rozwód. Rozwiodłam się w ogromnych bólach, spłaciłam długi (sama), stałam się niezależna, związałam się z obecnym partnerem. Żyję dobrze, uczciwie, mam wspaniałą rodzinę.
Mimo ogromnej niechęci do byłego męża i mimo świadomości, że jest zwyczajnie złym człowiekiem, nigdy nie ograniczałam starszemu synowi kontaktu z ojcem. Dużo mnie to kosztowało, ale wiedziałam, że nie mogę zrobić inaczej, bo obróciłoby się to przeciw mnie i synowi.
Jego ojciec mieszka za granicą, więc miał nieograniczony kontakt telefoniczny. Kiedy ojciec przyjeżdżał do Polski, był z nim o wiele częściej i dłużej niż przewidywało porozumienie do wyroku rozwodowego, ponieważ syn tego chciał. Wiedziałam, że ojciec robi mu wodę z mózgu, widziałam jaki przyjeżdża od ojca przybity. Zazwyczaj kiedy syn jechał do ojca nie miałam z nim kontaktu, ojciec zawsze zabierał mu telefon, żeby nie mógł się z nami kontaktować.
Nic nie mogłam zrobić, oprócz chodzenia z synem do terapeutki. Terapeutka jest wspaniała, wyciągnęła mi młodego z objawów somatycznych, uspokoiła, doprowadziła do względnej równowagi. Wizyty u ojca powodowały ruinę, którą naprawiałyśmy z terapeutką po każdej takiej wizycie miesiąc, czasem dwa.
W tym czasie były mąż wszczął dziesiątki awantur, rzucił pod moim adresem mnóstwo oskarżeń, dręczył mnie setkami maili, telefonów, niezapowiedzianymi „wizytami” wszędzie, nawet w pracy, doniesieniami na policję. Kiedy wyjechałam z dzieckiem, zawsze miałam telefon z komisariatu, że ojciec zgłasza brak kontaktu z dzieckiem i zaginięcie dziecka. Kiedy wyjechałam sama odbierałam telefon w związku z zawiadomieniem, że matka porzuciła dziecko i wyjechała za granicę. Zgłosił nas do MOPS-u zakładając niebieską kartę, w związku z rzekomą przemocą, pijaństwem, imprezami, narkotykami i ogólną patologią w naszym domu. Zawiadamiał policję o przeróżnych rzeczach, z najciekawszych - o tym, że go pobiłam, a także o znęcaniu się nad dzieckiem. Wszystko oczywiście zostało umorzone lub odmówiono wszczynania śledztwa, jednak trzeba było nabiegać się po różnych komisariatach i składać dziesiątki zeznań.
Przychodził pod drzwi i walił w nie pół godziny, godzinę, dopóki nie wyprowadziła go policja. Potrafił robić tak dzień w dzień przez tydzień. Wszystko po to, żeby jak najbardziej uprzykrzyć życie dziecku, mnie i mojemu partnerowi. Wszystko, co robi jest powodowane nienawiścią do mnie i mojego partnera. Jednocześnie głosi wszem i wobec, że to z ogromnej troski i miłości do dziecka.
Jego działania przybierały na sile, a on czuł się bezkarny. Wniosłam więc sprawę o ograniczenie władzy rodzicielskiej i jednocześnie złożyłam bardzo obszerne zawiadomienie do prokuratury o uporczywym nękaniu. Ta ostatnia skończyła się postawieniem zarzutów, aktem oskarżenia i wyrokiem skazującym.
Sprawa o ograniczenie władzy ciągnie się od ponad półtora roku i nie ma w niej żadnych postępów.
Do tej pory napisałam mnóstwo wniosków, z czego każdy pozostał bez rozpoznania. Nie uwzględniono żadnego z moich wniosków. Jego - każdy.
Sąd zabezpieczył go na wszelkie możliwe sposoby, nakazując mi wydanie ojcu wszelkich dokumentów dziecka - dowodu, paszportu, karty zdrowia - bezterminowo. Zabezpieczył również jego kontakty.
Złożyłam wniosek o odsunięcie sędzi od tej sprawy ze względu na jej stronniczość, ale mój wniosek został odrzucony że względu na brak podstaw do zmiany sędziego.
Największy problem powstał jednak przez fakt, że syn po ostatnich wakacjach u taty nie chce się już z nim widzieć. Po kilku latach kłamstw, manipulacji, opowiadania jak najgorszych rzeczy o mnie, moim partnerze i moich rodzicach, odcinaniu od nas, syn nie wytrzymał. Odmówił kolejnej wizyty u ojca i opowiedział wszystko, co działo się do tej pory, co tata mówił i robił, jak go okłamywał, jakie rzeczy opowiadał o najbliższej rodzinie. Mówi, że nie chciał wcześniej o tym opowiadać, bo myślał, że narobi przez to tacie kłopotów.
Zanim to nastąpiło wszyscy przystąpiliśmy do "badania" przez biegłych psychologa i psychiatrę. Były mąż zadbał o to, żeby badanie odbyło się w czasie, gdy syn jest u niego. Zrealizował swój cel. Syn powiedział, że chce się widzieć z tatą częściej, a może nawet u niego zamieszkać. Nie będę opisywać jak nierzetelne było to badanie, szkoda mi czasu. Powiem tylko tyle, że przypisano mi wiele słów, których nie powiedziałam i wiele przeinaczono.
Po tym jak syn postanowił, że nie chce więcej widzieć się z ojcem i zaczął opowiadać o wszystkim co go u taty spotkało, złożyłam wniosek o powtórzenie badania, przesłuchanie dziecka w niebieskim pokoju, złożyłam też informacje od terapeuty odnośnie stanu psychicznego dziecka i powodów, dla których odmówił kolejnej wizyty u ojca. Od badania przez biegłych niedługo minie rok, wniosek o wysłuchanie dziecka składałam już kilka razy, pogubiłam się ile. Bez rozpoznania, brak jakiejkolwiek reakcji ze strony sądu.
Były mąż od pół roku pisze do dziecka, że przeprowadza się do Polski dla jego dobra i chce opieki naprzemiennej. W tej sprawie też go oszukuje. Najpierw twierdził, że przeprowadza się od nowego roku, potem, że od lutego, że od końca lutego, że od maja. Ale nadal tego nie zrobił.
Ostatni wniosek jaki złożyłam dotyczył ustalenia kontaktów dziecka z ojcem jedynie w obecności kuratora. Nie widzę innej możliwości, ponieważ ten człowiek jest niebezpieczny, nieobliczalny, agresywny (nie ma tu miejsca na opisywanie jego wyczynów). Dziecko również nie chce innej formy kontaktu. Chce żeby ktoś nadzorował spotkania, bo inaczej nie będzie się czuł przy ojcu bezpiecznie. Na ten moment jednak nie jest jeszcze w ogóle na spotkanie z nim gotowy.
Były mąż złożył już oczywiście wniosek o zagrożenie karą finansową w związku z tym, że ustalone kontakty się nie odbywają.
Myślę, że celowo zniechęca do siebie syna, żeby żyć z kar nakładanych na mnie. Całe życie pasożytuje, więc to jest bardzo dobra okazja do uczynienia sobie stałego źródła dochodu.
Bardzo proszę o jakieś porady. Co jeszcze mogę zrobić, aby pomóc synkowi?