Potrzebuję pomocy, gdyż mam problemy z ojcem dziecka.
Opiszę pokrótce moją sytuację.
Z AX, ojcem dziecka, byłam bardzo krótko. Gdy zaszłam w ciążę początkowo układało się dobrze. Był też z nami syn AX z pierwszego małżeństwa. Ich sytuacja była skomplikowana mianowicie byli w trakcie sprawy rozwodowej w dodatku on jako ojciec wywiózł małego chłopca od matki. I cały czas twierdził że tamta kobieta utrudniała mu kontakty z synem, że żerowała na jego pieniądzach.
Nic nie wskazywało na pogorszenie się stosunków między nami. Ślepo wierzyłam w jego uczciwość, miłość do syna i chęć walki o swoje prawa jako ojca. Po jakimś czasie, gdy zapisał się do stowarzyszenia przeciwdziałania dyskryminacji ojców w walce o dzieci zmienił się diametralnie. Jego walka o dziecko przerodziła się w obsesję. Dodatkowo moja ciąża była zagrożona, więc ciągłe wyjazdy do lekarza, owszem jeździł ze mną, dbał o mnie, nie czułam się na drugim planie. Aż do sierpnia 2019 roku... Pod koniec wakacji pojechaliśmy do lekarza i okazało się że jest hipotrofia płodu czyli niska masa urodzeniowa więc na cito lekarz skierował mnie do szpitala. Na co dzień zajmowałam się synem AX zwłaszcza gdy on podjął prace jako kierowca. W obecnej chwili spanikował bo nie widział wyjścia z sytuacji. Ja w szpitalu, syn w tym czasie nie chodził do żłobka, a na pomocy rodziny nie mógł polegać. Zaczęły się kłótnie, uprzednio wcześniej też się pojawiały głównie o sposób wychowania a przede wszystkim rozpieszczania jego syna. Codziennie nękał mnie telefonami, kłócił się ze mną, później z moją rodziną. W końcu, w październiku 2019 urodziłam synka. Leżeliśmy w szpitalu jeszcze 1,5 tygodnia z uwagi na żółtaczkę i badania. Też był niezadowolony. Nie odebrał mnie ze szpitala bo uciekał z synem przed policją i kuratorem bo matka chciała mu odebrać syna. Masakra. W konsekwencji uległ wypadkowi. A ja głupia jeszcze mu współczułam. Ciągle ślepo wierzyłam że się ułoży że jeszcze stworzymy rodzinę. Nie zamknął swoich wcześniejszych spraw ciągle mnie w nie wciągał. Zamieszkał z synem u mnie w mieszkaniu w B…. ale trwało to chwile bo 2.11.2019 wyrzuciłam ich, bo już miałam dosyć. W konsekwencji chyba 14.11.2019 w jego wynajmowanym mieszkaniu w B…. doszło do odebrania mu syna. Matka zabrała go za granice i tak jego kontakt z synem się urwał.
Nie wiem czy dobrze ale założyłam sprawę o ustalenie miejsca pobytu dziecka przy mnie i ograniczenie mu praw oraz o alimenty. Miejsce ustalono przy mnie gdyż obecnie synek będzie miał 5 miesięcy, z ograniczenia praw wycofałam się bo to trudny temat. Alimenty wyrok ogłoszą 19 marca br. I co mnie najbardziej niepokoi to kontakty: co 2-gą sobotę i niedzielę - muszę jeździć do niego do C….. a on do mnie w 1-szą i 3-cią sobotę i niedzielę.
Na razie jak dotychczas odbyły się kontakty w dwa weekendy... tj. w sobotę nie widział dziecka (Ja gotowa byłam jechać do niego) ale on pojechał do D….. rzekomo na zakupy, za to w niedzielę byłam od 11 nawet do 17 mimo że mamy ustalone 11-16. Miało nie być osób trzecich jak mamy w postanowieniu, ale zgodziłam się żeby małego zobaczyła babcia i siostra, jego rodzina. Za to w zeszły weekend miał być u mnie, miałam przeprowadzkę więc w sobotę nie przyjechał a w niedzielę parę minut przed 11 napisał sms że jest chory.
W sądzie podczas rozprawy też mnie prześwietlają a jego nie. Jest na zwolnieniu lekarskim z uwagi na nogę a ja musiałam się ze wszystkiego spowiadać. Także pewnie piekło przede mną. Bo zobaczymy jakie alimenty zostaną zasadzone wnioskowałam o 600zl on upiera się przy 300zl.
Proszę o pomoc.